NAD NYSĄ ŁUŻYCKĄ
16 kwietnia o godz. 6.15, artyleria 2 Armii WP na wielokilometrowym froncie wzdłuż Nysy rozpoczęła przygotowanie ogniowe, trwające około 140 minut.

W pasie natarcia 36 pułku piechoty, wynoszącym niewiele ponad kilometr, strzelało około 200 dział, moździerzy i katiusz, zasypując tysiącami pocisków trzy linie transzei przedniego skraju obrony nieprzyjaciela. Wystrzelono ponad 15 tys. pocisków artyleryjskich.
Kronikarz pułku, ppor. Stanisław Steliga, tak opisuje swoje wrażenia: Przeraźliwy huk wstrząsnął powietrzem, po prostu jakby ogromny strop z jękiem i świstem przesuwał się nad głową. Od huku i wybuchów jęczała ziemia. Mimo świtu, nad Nysą nic nie było widać. Chmury dymu zasłaniały las i domy. U wylotów luf dział i moździerzy błyskały płomienie. Inny uczestnik tych walk wspomina: Iglaste drzewa zaczęły w widoczny sposób żółknąć, a wydzielający się dym z luf tworzył ciemny obłok. W powietrzu czuć było zapach spalonego prochu.
O godz. 6.55, na sygnał wystrzelonej w górę serii czerwonych rakiet, pod osłoną ciemności wybiegają z ukrytych podstaw wyjściowych żołnierze czołowych fal 1 i 3 batalionu. Biegną plutonami ku rzece, dźwigając wraz z saperami sprzęt przeprawowy: łodzie, tratwy, mostki szturmowe, kładki i beczki.
Chwilami ogień niemieckich kaemów i moździerzy jest tak gęsty, że żołnierze zalegają i przywierają do ziemi. Wokół padają granaty moździerzowe. Trzask wybuchów i świst odłamków. Potem chwila spokoju. Komenda…i pochyleni żołnierze znów biegną ku rzece.
Niebawem wśród huku wystrzałów artyleryjskich i gryzącego dymu odbijają od brzegu łodzie z czołową falą żołnierzy batalionów pierwszego rzutu. Część nacierających forsuje rzekę na podręcznych środkach, część przeprawia się wpław i w bród, trzymając się jedną ręką przeciągniętej wcześniej przez saperów liny. Rwący nurt utrudnia posuwanie się do przodu.
Po kilkudziesięciu minutach pierwsi żołnierze 36 pułku wyskakują na zachodni brzeg Nysy, umacniają się w łuku rzeki, prowadząc ogień z broni maszynowej i ręcznej. Tuż za nimi przybywają następni. Puste łodzie zawracają ku polskiemu brzegowi, aby wkrótce powrócić z nowymi grupami żołnierzy i sprzętem. Na tratwach płyną moździerze i działka 45 mm, które za chwilę będą wspierać piechotę.
Niemcy też nie próżnują. Pociski ich moździerzy, szczególnie wielolufowych, oraz gęsty ogień z dział i broni maszynowej pokrywają lustro rzeki. Niektóre łodzie zaczynają tonąć. Rozkazy mieszają się z jękami rannych.
Przygotowanie artyleryjskie, prowadzone z niesłabnącą siłą do godz. 8.40, ograniczyło wprawdzie zdolność rażenia artylerii wroga, ale jej nie obezwładniło do końca. W czasie wykonywania ognia metodycznego wybuchy pocisków z dział strzelających z zakrytych stanowisk na przedni skraj obrony nieprzyjaciela zasłaniały cele działom strzelającym na wprost. Ostrzelanie nieprzyjaciela było skuteczne tylko w ciągu 25-minutowej nawały ogniowej. Niestety polska artyleria niedostatecznie obezwładniła nieprzyjaciela i stanowiska jego broni maszynowej.
Forsuje 1 batalion
Na prawym skrzydle pułku forsuje rzekę 1 batalion. Naciera w pasie szerokości około pół kilometra w trzech przygotowanych punktach przeprawowych. Na sygnał dowódcy batalionu czołowe fale pododdziału skoczyły do przodu, ale przebiegły tylko kilkadziesiąt kroków. Silny ogień niemieckich kaemów i wielolufowych moździerzy zmusza żołnierzy do zalegnięcia, tworzy zapory nie do przebycia. Żołnierze szukają jakiegoś schronienia przed gradem pocisków i odłamkami granatów moździerzowych. Nie doszli jeszcze do rzeki, a już padło wielu rannych i zabitych. Największe ofiary są wśród saperów. Nowa komenda podrywa żołnierzy do dalszego natarcia. Jednej z czołowych fal batalionu przewodzi dziewiętnastoletni dowódca 1 plutonu z 3 kompanii strzeleckiej, ppor. Waldemar Kotowicz, ten sam, który wyróżnił się już w obronie wysuniętej do przodu placówki w pierwszych dniach pobytu nad Nysą. A oto jego relacja: Biegnę, skacząc przez leje, po kępach, zapadając w bagno, strzelam na ślepo w dym przeciwległego brzegu, słyszę jeszcze… trzask wspierających nas granatników. Już brzeg, już saper przyklejony do ziemi pod olchą krzyczy coś…Rzut oka do tyłu. Idą chłopcy. Idą jak burza, grzmią ogniem automatów. Sereda, tuż za mną z erkaemem pod pachą na pasie, wali seriami i goni z granatem w zębach…Wskakuję do wody, ręką chwytam się liny, prąd uderza, spycha, owija wokół nóg. Woda zimna, sięga ramion, ciężka lodowata fala wlewa się za kołnierz. Chłopcy suną gęsiego, tylko głowy i dłonie nad liną.
Większość żołnierzy nie czeka na miejsce w łodzi, lecz stara się przedostać na lewy brzeg w bród. Czołowe fale 1 i 3 kompanii niemal jednocześnie osiągają przeciwległy brzeg rzeki. Organizują od razu dalsze natarcie i obronę przechwyconego terenu.
Na odcinku 1 kompanii plut. Jan Brzozowski, dowódca drużyny cekaemów, natychmiast otwiera ogień z karabinu maszynowego, przeniesionego na drugi brzeg rzeki przez strz. Franciszka Miturę. Kilkadziesiąt metrów dalej odzywa się 50 mm granatnik plut. Stanisława Kucharczyka, dowódcy plutonu moździerzy kompanijnych. Ten doświadczony żołnierz, uczestnik walk wrześniowych 1939 r., zasypuje pociskami transzeję wroga. Po chwili rozpoczyna ogień, strzelając krótkimi seriami z erkaemu, st. strz. Antoni Bury, również uczestnik wrześniowych walk. Wyszukuje cele i razi ogniem. Kiedy jego erkaem został uszkodzony, podczołgał się do stanowiska cekaemu, przy którym zabrakło wybitej obsługi, i celnym ogniem powstrzymał kontratak wroga.
Jako jeden z pierwszych przeprawił się na lewy brzeg Nysy kpr. Włodzimierz Smoktunowicz, dowódca drużyny w 3 kompanii strzeleckiej. Po zajęciu obrony wraz ze swoją drużyną, zniszczył niemiecki erkaem i osłaniał przeprawę dalszych fal 3 kompanii. Obok niego zaległa drużyna kpr. Witolda Bronowickiego, który nie czekał na środki przeprawowe, lecz przebył Nysę w bród, pociągając za sobą całą drużynę.

2 kompania strzelecka chor. Antoniego Żurawskiego, zgodnie z rozkazem dowódcy batalionu, rozpoczęła przeprawę kilkanaście minut później. Wśród żołnierzy 2 kompanii, którzy pierwsi przekroczyli w bród rzekę, byli strzelcy: Jan Skowron, Bolesław Hapon i Piotr Karol. Niezwłocznie otworzyli ogień z broni strzeleckiej, ubezpieczając dalszą przeprawę swej kompanii.
Około godz. 8.00 na lewym brzegu znajdowały się już wszystkie plutony strzeleckie 1 batalionu oraz część cekaemów i rusznic przeciwpancernych. Batalion był gotowy do odparcia kontrataków wroga…
Na odcinku 3 batalionu
Podobnie przebiegało forsowanie Nysy na odcinku 3 batalionu. Uchwycony w nocy przez pluton 9 kompanii przyczółek w rejonie zakola, ułatwił przeprawę kompanii por. Wosia, która w całości przedostała się na lewy brzeg i rozszerzyła przyczółek. Najpierw przewieziono broń maszynową i rusznice przeciwpancerne. Osłona ta była niezwykle potrzebna, gdyż nieprzyjaciel ostrzeliwał rzekę ogniem moździerzy, dział i erkaemów. Pod gradem kul, na czele 3 plutonu forsowali rzekę sierż. Bartłomiej Stebelski i kpr. Józef Gładzik, a strz. Jerzy Dziewoński, celowniczy cekaemu, kilkoma seriami zniszczył niemiecki karabin maszynowy, który ostrzeliwał przeprawiających się żołnierzy.
7 kompania strzelecka ppor. Mariana Kalinowskiego przeprawiała się na północ od zakola rzeki. Jej moździerze i cekaemy początkowo pomagały 9 kompanii w rozszerzeniu przyczółka.
Po umocnieniu się na lewym brzegu 7 i 9 kompanii, rozpoczęły przeprawę 8 kompania strzelecka, 3 kompania moździerzy, pluton działek 45 mm oraz sztab batalionu.
Natarcie na przedni skraj
O godz. 8.15, z hukiem motorów i zgrzytem gąsienic, zajmują podstawę wyjściową między folwarkiem Prędocice i młynem wodnym czołgi 2 batalionu 16 brygady czołgów. Jest ich dwadzieścia jeden. Dwa z nich wjeżdżają do Nysy, w tym miejscu niegłębokiej do zachodniego brzegu i…grzęzną. Próby wyprowadzenia ich z wody nie dają rezultatu. Pozostałe czołgi muszą się zatrzymać.
Pierwszy rzut 36 pułku przeprawił się w całości na zachodni brzeg Nysy do godz. 8.40 i zaczął przygotowywać się do natarcia na pierwszą transzeję przedniego skraju obrony nieprzyjaciela. Pododdziały czekały na przeniesienie ognia artylerii w głąb, na całkowite rozminowanie przez saperów dróg podejścia i usunięcie zapór z drutu kolczastego.
Brzeg jest gęsto zaminowany, toteż żołnierze ostrzegają się wzajemnie: „Uważać na miny!”. Na minach padło już kilku zabitych i rannych.
O godz. 9.00 na niebie ukazała się czerwona rakieta – sygnał dowódcy pułku do szturmu na przedni skraj obrony nieprzyjaciela. W dali, wzdłuż drogi biegnącej równolegle do Nysy, czerwieniły się wysokie, ostro zakończone dachy wsi Nieder Neudorf. Żołnierzy 36 pułku dzieliły od niej dwie linie transzei, obsadzone przez doborowych żołnierzy Dywizji Grenadierów Pancernych „Brandenburg”, druty kolczaste i pola minowe.
Ogień artylerii z prawego brzegu przenosi się w głąb obrony nieprzyjaciela, na stanowiska dział i moździerzy na skraju wsi. Podciągnięte bliżej działa pułkowej baterii 76 mm ogniem na wprost ostrzeliwują niezniszczone w czasie przygotowania artyleryjskiego punkty oporu w pierwszej transzei. Celowniczy baterii, kanonier Stanisław Szymański, ranny w nogę, nie opuszcza swego działa i wysyła w kierunku wroga pocisk za pociskiem. Wspólnie z działonowym, kpr. Stanisławem Panaszczukiem, zniszczył trzy niemieckie schrony.
Rusza do szturmu piechota. Od pierwszej transzei dzieli ją 100-150 m. Jednak ogień niemieckich moździerzy i cekaemów jest tak silny, że żołnierze muszą zalec. Z niepokojem rozglądają się za czołgami, z którymi mieli razem nacierać na przedni skraj. Słyszeli już huk motorów, a teraz cisza.
Krótka przerwa i znowu sygnał do ataku. Tym razem próba kończy się pomyślnie. Kilka minut po godz. 9.00 Polacy zdobywają pierwszą transzeję.

Fragment książki Mieczysława Juchniewicza „36 Łużycki”, wyd. MON, Warszawa 1975